środa, 3 maja 2017

Sowia poczta i wszystko inne

Guariento d'Arpo, Archanioł Michał, 1350 r.,
fresk w Palazzo Carrara
Za oknem hałasy z ulica, w kuchni Pani Wąsik trzaska garami. Tupie piętami w parkiet, jak niesie pranie, a ja popijam herbatkę i kopytkuję myślami gdzieś w sfery niebieskie, bo nic konkretnego mi się nie chce.

Notka na przyszłość: Wyciągać i rozwieszać pranie od razu, jak się skończy. 

Plan na najbliższe życie jest mało określony. Na pewno chcę zdać sesję, inaczej to klapa. Szatanicha i Bałamutnik ciągle na mnie krzyczą, że powinnam się wziąśc do roboty. Szatanicha posuwa się nawet o krok dalej i grozi, że nie wpuści mnie do swojego miejsca pracy. Pani Wąsik to troche inna sprawa, ale też widzę w jej wzroku niemy nakaz brania się do roboty, a ja wewnętrznie łkam i sapie, bo naprawdę mi się nie chce. Czuję, że Profesor Burczysław kręci bicz z uśmiechem na twarzy i czeka, kiedy tylko moja głowa pojawi się w drzwiach pracowni.

Niedługo moje urodziny - ćwierćwiecze, jeśli można się pochwalić, to nie mała sprawa i wszyscy o tym wiedzą, moi drodzy państwo. Na to akurat mam plan. Chcę odłożyć pieniądze i kupić sobie sama prezent. A co, nie można? Ostatnio dreptając w okolicach Marcinowej Ulicy natknęłam się na księgarnie, patrzę na witrynę, a tam co? Coś pięknego. Anioły Edwarda Lucie-Smitha! Boże jakie to piękne. Bardziej cieszyłabym się z mojego niecnego planu zrobienia sobie dobrze, gdyby nie Pani Wasik, która bez przerwy podcina mi skrzydła i wymyśla coraz to nowsze powody czemu tego nie kupować. Nie wiem o co jej chodzi. To świetny prezent. Gdybym była w stanie, kupowałabym sobie go co miesiąć. Sobie, albo komuś innemu. 

Hulanka nie sielanka

"Hip Hip Hurrah!" Party at Skagen, Peder Severin Krøyer. 1888; 134.5x165.5 cm; Goteborgs Konstmuseum, Sweden; Picie, picie, p...